02 stycznia 2015

Relacja: Voo Voo, Lublin "UFO" 12.12.2008

12 grudnia do Lublina zawitało Voo Voo. Zapowiedź solidnej dawki dobrej, ambitnej muzyki ściągnęła w piątkowy wieczór do lubelskiego "UFO" grono fanów rockowych dźwięków. Całość została naprawdę profesjonalnie przygotowana. Po obu stronach sceny rozwieszono długie czarno-białe kurtyny, wizualnie zmniejszając tym klub i przygotowania go do warunków koncertu. Światła miały stonowany i subtelny czerwony kolor, w półmroku klimatycznie koncentrowały się na rozstawionych instrumentach. Już na godzinę przed planowanym rozpoczęciem imprezy odczuwało się w klubie wzmożony ruch, z głośników leniwie rozbrzmiewały dźwięki U2, Dire Straits, Pink Floyd, Erica Calptona czy Joe Cockera. Wiek zgromadzonych nie różnił się od typowego na koncertach Voo Voo - szeroki przekrój.

Nie zawiodłem się, był to zdecydowanie najlepszy koncert Voo Voo, na jakim byłem. Złożyły się na to nie tylko udane kompozycje z nowego albumu, zatytułowanego "Samo Voo Voo", ale także ciekawe i prowokacyjne teksty Waglewskiego, jakich nie doświadczyliśmy w jego formacji od dłuższego czasu. Wszystko to sprawiło, że przeżycia i siła oddziaływania przebiła ich występy na "Przystankach Woodstock" czy w Węgorzewie. Tradycyjnie było dużo zabawy dźwiękiem, improwizacji, muzycznych kombinacji, ale i czysta rockowa prostota.

Repertuar zdominowały kompozycje z nowego albumu. Rozpoczynając dynamicznie od "Nie podoba się", Waglewski zażartował, by zdjąć marynarki z racji tego, że planują dziś grać - jak to określił - bez litości. Następnie zabrzmiała otwierająca krążek "Dzisiaj jest ładna pogoda", dalej "Ogień" wraz ze świetną grą świateł, refleksyjny i jeden z najlepszych na płycie "Łan łerd łan drim", kąśliwy "Nie fajnie", gdzie Waglewski rozprawił się ze współczesnym światem mediów, "Dziki", "Puszcza", adresowany krytykom muzycznym "Pan to wie", politykom "Barany", singlowy "Leszek mi mówił", czyli ukłon w stronę Lecha Janerki, "Komboj", "Nie manipuluj" i "To ładnie wychodzi" - rzecz z klimatów plemiennego afrobeata, doskonale zaakcentowanego imponująca grą Louisa Ribeiro na bongosach. Całość uwieńczyła rzecz starsza - "Esencja" z albumu "Sno-powiązałka". Około godziny 22:00 koncert dobiegł końca.

Do muzycznych poszukiwań i eksperymentów Waglewskiego, bardzo różnych, ale nie schodzących z określonego, dobrego poziomu, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Miłą niespodzianką okazało się, że zespół wraz z nowym albumem, wydanym niespełna dwa miesiące temu, nagrywając w klasycznym składzie (Wojciech Waglewski, Mateusz Pospieszalski, Karim Martusewicz i Piotr Żyżelewicz) powrócił do swoich korzeni, czyli klimatów starego dobrego rock n' rolla, przemieszanego z folkiem oraz bluesem, tworząc płytę, która według mnie stanowi jedną z najlepszych i najciekawszych polskich propozycji muzycznych 2008 roku.

Po raz kolejny nie zawiodły solówki Pospieszalskiego, świetny kontakt Waglewskiego z publiką, dynamiczna gra na perkusji Żyżelewicza, w pewnej chwili emocjonująco "pojedynkującego" się z Ribeiro, oraz wyjątkowo dobrze słyszalny bas Martusewicza. Jeśli nie liczyć nieprzyjemnego słabego ogrzewania, wieczór i koncert bez wątpienia należy zaliczyć do bardzo udanych. Wielkie brawa.

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder