osoba trzymająca trzy płyty CD w rękach
24 października 2025

RELACJA: STING 20.10.2025 TAURON ARENA, Kraków 

Sting lubi Polskę i przybywa do nas często (w następnym roku wystąpi 24 czerwca w Operze Leśnej w Sopocie). Koncert był częścią trasy STING 3.0 promującą również wydawnictwo live o takim samym tytule. Występ w Tauron Arena był jednym z dwóch zaplanowanych na Polskę - dzień później wystąpił w Gliwicach.

Biorąc pod uwagę w jakim momencie muzycznym jest obecnie Pan Sumner – otrzymaliśmy chyba najlepszy możliwy występ. Był to Gordon bez dopalaczy, tworzący piękne muzyczne trio - czyli rockową esencję, która o dziwo, nie została zalana wyłącznie twórczością Policjantów. Jeśli nie jazzowy, dopieszczony aranżacyjnie Sir Sumner to właśnie taki. Duże brawa należą się za kilka rzeczy: po pierwsze: świetna, ciepła akustyka - wszystko było niesłychanie klarowne oraz dopracowane. Po drugie: efektowne światła, nie przesadzone, robiące wrażenie i współgrające z klimatem na scenie. Po trzecie: publika – skupiona, a gdy trzeba - pięknie (i czysto!) śpiewająca. Wreszcie po czwarte najważniejsze: sam zespół. To co Dominic Miller wyczyniał na gitarze przechodzi ludzkie pojęcie, te wszystkie tła, przestrzenie, akcenty, ozdobniki to była robota za co najmniej dwóch innych muzyków, Chris Mass na perkusji potrafił pokazać swoje mocne ręce, a jego gra i technika nadawała mocnego, rockowego posmaku zwłaszcza przy szybszym tempie So Lonely. No i sam Sting. Kilka razy zachęcający do śpiewania, klaskania, chwalący piękno Miasta Królów i do końca z pewnością siebie oraz radością serwujący nieśmiertelne kawałki. Mocne głosisko i bez tej chrypki, która nawet na promowanym teraz koncertowym wydawnictwie Sting 3.0 jest nieco doskwierająca. Tu wszystko wyszło wspaniale od początku i otwierającego pewniaka The Police –  Message in a Bottle, ba - nawet nowy I Wrote Your Name (Upon My Heart) był w przeciwieństwie do wersji studyjnej udany. Najlepsze momenty to When We Dance, Mad About You – chociaż brakowało Branforda Marsalisa na saksofonie i Kenny’ego Kirklanda na klawiszach, Wrapped Around Your Finger oraz oczywiście Fields of Gold. To po prostu piękne kompozycje, a tego wieczoru dostaliśmy ich jeszcze wiele. Nie było raczej zaskoczeń (ok – może Never Coming Home). Niektóre numery zostały delikatnie zmodyfikowane i wydłużone o ciekawe muzyczne rozwinięcia, które wniosły więcej przestrzeni, oddechu i nutkę improwizacji. Co istotne, te zabiegi nie nużyły ani nie zaburzały ducha oryginałów.

 

Koncert trwał niemal dwie godziny i zakończył się klasycznymi bisami, wśród których nie zabrakło Roxanne i kończącego ten udany wieczór – Fragile, przy którym Sting siedzący na krzesełku, w towarzystwie Mino Cinelu wykreował intymną, wyciszoną atmosferę, jakby siedział w kameralnym pomieszczeniu. Taka magia to już teren zarezerwowany dla największych. 

zdj. electrolite.wm

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder