Dudy w dłonie! Celtycko-punkowa fuzja w pełnej chwale zdobyła
Klub Proxima bez żadnego problemu.
The Real McKenzies od dekad nieprzerwanie koncertują po całym świecie, pieczętując legendarny status na undergroundowej scenie. Przetrwali liczne zmiany składu, ale ich rebeliancki, beztroski duch pozostał na miejscu. No nie mogą chłopaki ustać na scenie w miejscu. Rany, zdjęciowe strzały to naprawdę u nich rzecz niełatwa.
Dużo dobrych płyt, ale dla mnie to zawsze będzie zespół od „1000 Shots” więc bardzo cieszyła reprezentacja z niego Pour Decisions, Best Day Until Tomorrow, Smokin' Bowl czy The Skeleton and the Tailor. Świetny moment nastąpił przy kapitalnym Mainland (mogę słuchać w kółko) gdy większość pod sceną, na prośbę Paula McKenzie zgodnie usiadła i zaczęła imitować płynięcie łodzią.
Na żywo lepsi niż na płytach, zabawa gwarantowana. Kto wie, czy gdyby nie oni to usłyszelibyśmy tak szybko m.in. o
Dropkick Murphys czy
Flogging Molly. To była wielka, szalona impreza!
Wielkie dzięki dla załogi
WiniaryBookings oraz wszystkich tych, którzy pilnowali się, aby litry piwa nie nalały się na mnie lub do mojego aparatu!