15 marca 2017

RECENZJA: Volbeat - "Beyond Hell / Above Heaven”

Nie odpuszczają! To chyba pierwsze słowa, które można wyartykułować po przesłuchaniu najnowszego wydawnictwa rockandrollowców z Volbeat. Okres jaki upłynął od "Guitar Gangsters & Cadillac Blood” to zaledwie 2 lata, lecz nie był to bynajmniej czas odpoczynku dla zespołu: trasa koncertowa, festiwale, supporty Metalliki, AC/DC itd. Muzyków nie ominęły także osobiste tragedie (dla Michaela Poulsena była to pierwsza praca nad albumem bez pomocy swojego ojca, będącego dla niego inspiracją od początku istnienia zespołu).

Nowe dzieło zatytułowane jest "Beyond Hell/Above Heaven” i nie jest to nazwa przypadkowa, jak tłumaczy wokalista - "(…)jeśli jesteśmy poza Piekłem, sprawiamy, że Niebo wygląda jak Piekło, jeśli udamy się ponad Niebo sprawimy, że Piekło będzie jak Niebo. Niebo i Piekło to coś co tworzymy we własnych umysłach – to tam rodzą się demony”. Całość nie pozbawiona jest muzycznych niespodzianek, gdyż wśród zaproszonych na płytę gości znaleźli się Mille Petrozza z Kreatora, Mark "Barney" Greenway z Napalm Death, gitarzysta Mercyful Fate - Michael Denner, Henrik Hall grający na harmonijce w zespole Love Shop oraz Jacob Oelund z kapeli rockabilly Taggy Tones. Co nie uległo zmianie to na pewno po raz kolejny dopracowana warstwa graficzna albumu (autorstwa Karsten Wrysand) w charakterystycznych dla zespołu kolorach oraz świetna produkcja (za konsoletą sprawdzony Jacob Hansen). Muzycznie jest to wciąż kopalnia i fuzja stylów spod znaku punka, country, rock n' rolla, metalu, rockabilly oraz udana kontynuacja albumowego poprzednika (zarówno muzycznie jak i tekstowo).

Naprawdę dużo tu kontrastów. Zaczyna się mocno, "The Mirror and The Ripper” zawiera kwintesencję zespołu, aby już w następnych numerach zaskoczyć nas harmonijką ("Heaven Nor Hell”) oraz pogodniejszym rockandrollowym groove ("16 Dollars”). Pozostałe utwory : "Who They Are”, "A Warrior's Call” (pian na cześć boksera Mikkela Kesslera ) czy "A Better Believer” to konkretne muzyczne przyłożenia, które idealnie wypadają w zestawieniu z rzeczami wolniejszymi, chociażby znanym z festiwalowych wykonań "Fallen” oraz "A New Day”. Obecność gości zobowiązała, co chyba najlepiej słychać w "7 Shots” (Petrozza) oraz "Evelyn” (Barney), bo tak mocno Volbeat nie grał jeszcze nigdy, to właśnie jedna z największych niespodzianek albumu, ale również jeden z jego niewątpliwych plusów.

Reasumując, w obozie Volbeat bez zmian: dużo energii, mocno, wesoło, melodyjnie i po prostu przebojowo, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Trudno na tym albumie znaleźć rzeczy słabsze, wszystko tworzy świetnie zgraną całość, a wieńczący krążek "Thanks” (czyżby jeden z przyszłych faworytów koncertowych?) chciałoby się żeby trwał i trwał. Pisałem kiedyś, że muzycznie wszystko niby już było, ale Panowie z Volbeat podają to z głową oraz z dużą dawką świeżości. Zrobili to po raz kolejny nagrywając jeszcze jeden bardzo dobry album. Nie wiem czy przysporzy on kapeli nowych słuchaczy stawiających na nich od początku krzyżyk, jedno jest pewne - na pewno usatysfakcjonuje i nie odstraszy starych. Warto było czekać !

Ocena: 4/5

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder