mężczyzna w czerwonej i białej koszuli z długim rękawem stojący obok kobiety w białej koszuli z długim rękawem
03 listopada 2015

RECENZJA: Strachy na Lachy "Autor"

Co może powstać, gdy za twórczość jednego z kultowych poetów i bardów minionych lat zabiera się wykonawca, ówcześnie uważany za jednego z najoryginalniejszych i najlepszych na polskiej scenie? Tylko coś intrygującego.

Krzysztof „Grabaż” Grabowski wokalista rock n roll’owej i niezwykle zasłużonej na naszym rynku Pidżamy Porno, której coraz bliżej do bezterminowego zawieszenia działalności, wziął na warsztat piosenki Jacka Kaczmarskiego - jednego z najważniejszych poetów i artystów rodzimej sceny. Rzecz to niełatwa, pomysł – kontrowersyjny, ale efekt końcowy, uważam, satysfakcjonujący. Jedno Grabażowi trzeba przyznać: potrafi dopiąć swego, realizować i przemycać swoje najróżniejsze pomysły nie zważając na krytykę fanów jego macierzystej formacji oraz mieszane uczucia nawet we własnych szeregach. Najczęściej wychodził przy tym obronną ręką. Tak stało się i tym razem, a Strachy Na Lachy nowym wydawnictwem uplasowały swą mocną pozycję.

Na płytę nie trafiły dwie kompozycje Przemysława Gintrowskiego - „Autoportret Witkacego” oraz „A my nie chcemy uciekać stad”. Nieuzyskanie zgody od ich twórcy na umieszczenie przyczyniło się do zmiany pierwotnej kolejności utworów z założenia mających tworzyć koncept album. Dokooptowano jakby na siłę kompozycję „Mury” - jednego z najbardziej znanych szlagierów Kaczmarskiego autorstwa Lluisa Llacha. Niestety, to wykonanie stanowi dla mnie najsłabszy moment albumu - nie pasuje do całości. Pozostałe utwory wykonane przez Strachy nie należą do największych hitów Kaczmarskiego. Celowo zostały wybrane raczej trudno dostępne kompozycje. Stanowi to kolejny atut albumu. Grabaż przybliża obraz człowieka niezwykłego, tajemniczego, złożonego i wartościowego, autora, którego treści wciąż pozostają aktualne. Nie jest to jednak album dla wszystkich. Oczekujący stricte rockowej zabawy i szaleństwa srogo się zawiodą.

Otwierające album „Siedzimy tu przez nieporozumienie” -  jest swoistą chuligańską balladą. Ta nieskomplikowana historia zwraca jednak uwagę dużą ilością instrumentów i ciekawą „chrypką” Grabaża . Daje to dobry przedsmak nadchodzących kompozycji, gdyż późniejsza „Ballada dla obywatela miasteczka P” stylistycznie jest bardzo podobna, a dominuje w niej  prawdziwe folkowe zacięcie. Najciekawszymi kompozycjami na albumie są „Szklana Góra”, „Kazimierz Wierzyński” i, chyba najtrudniejszy w odbiorze tekstowym i muzycznym, „Encore jeszcze raz”. W dwóch pierwszych dość łatwo można zauważyć podobieństwo stylów w  twórczości tych artystów. Oba utwory, cechujące się barwnymi opisami oraz złożonym tekstem, przy dołożeniu mocniejszych gitar pasowałyby jak ulał do twórczości Pidżamy.

Na albumie, mimo nie łatwego w odbiorze przekazu i odległych stylistycznie muzycznych wojaży, można znaleźć rzecz naprawdę przebojową: jest nią  „Walka Jakuba z aniołem”, gdzie do głosu dochodzą dźwięki jakby żywcem wzięte z wysp brytyjskich, gitarowo coś na wzór dokonań Interpol.

Płytę zamykają 3 bonusy, w tym wypadku remixy, z których na uwagę zasługuje ponownie „Kazimierz Wierzyński”, który tym razem ze znacznie oszczędniejszym podkładem nabiera nowego, tajemniczego klimatu.

Nowe Strachy nie są wydawnictwem łatwym. Wymagają skupienia i refleksji, uderzają dopiero przy kolejnym przesłuchaniu. Pokazują cały zespół od nieco innej strony. Daleko im do żywiołowości i szybkości Pidżamy Porno, daleko nawet do wcześniejszych dokonań Strachów. Całość została potraktowana bardzo poważnie, jest rzetelnie zagrana i przemyślana. Obfituje w wiele muzycznych ciekawostek. Pieczołowitość produkcji posunęła się do tego stopnia, iż w jednym z nagrań wykorzystano specjalnie dla tego celu zdobyta perkusję z 1954 roku, a w kolejnym nie do końca dostrojoną starą ukraińską gitarę. Nadaje to nowego kolorytu kompozycją i tworzy niepowtarzalne brzmienie.

Trudno przewiedzieć, jaki efekt końcowy przyniesie „Autor”. Na daną chwilę, obserwując ogromne zainteresowanie wydawnictwem, istnieje szansa, że wielu sięgnie pierwszy raz po oryginalne dokonania postaci znanej przez młodsze pokolenie wyłącznie z kilku szlagierów, opowiadań czy przeróbki Jarre’a.  Jeśli takie było również zamierzenie Krzysztofa „Grabaża” Grabowskiego, to ma ono duże szanse na urzeczywistnienie. Jest to wydawnictwo, które albo się doceni, albo z miejsca skrytykuje. Jedno jest pewne: nie da się przejść obok niego obojętnie.

Ocena: 4/5

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder