Machina ruszyła i kto wie czy nie rośnie nam nowa siła na rodzimej scenie. Słyszę tu wiatr, widzę łąki, pradawne kurhany, smakuje mistyczne napary samotnego druida w leśnej chacie...czasem przebiegnie w oddali sarenka. Jestem jak Wiktor Rebrow szukający wnyk ze słuchawkami na uszach. Ostatnio ciężko się od nich oderwać. Album z wieloma odcieniami i emocjami. Zero nudy. Słuchać głośno, najlepiej tuląc najbliższe drzewo.