mężczyzna w czerwonej i białej koszuli z długim rękawem stojący obok kobiety w białej koszuli z długim rękawem
25 czerwca 2024

RECENZJA PŁYTOWA: Mad Season - Above

W dzisiejszych czasach, niewielką grupę oryginalnych zespołów zasłania masa marnych, nijakich naśladowców, a co jakiś czas słyszymy o powstawaniu kolejnych, koszmarnych „projektów” i „supergrup”, w większości powielających swoje muzyczne patenty.
Temat obecnych trendów i „męskich” dźwięków to jednak problem na inny felietonik i zapewne oberwanie hektolitrami hejtu. To nie czas. Dziś warto przypomnieć jeden z najlepszych wyjątków wśród tych inicjatyw - mój ukochany Mad Season.
Są wydawnictwa, które mimo upływu lat nie tracą na swej wartości i sile oddziaływania na słuchacza: ”Above” należy właśnie do nich. Wciąż powracam z przyjemnością do tego albumu, który polecam wszystkim, szukającym w muzyce piękna, tajemniczości i szczerości.
 
W skład Mad Season weszli muzycy i jednocześnie przyjaciele z tak znanych i ważnych zespołów reprezentujących bogatą wówczas scenę Seattle jak Layne Staley (Alice In Chains), Mike McCready (Pearl Jam), Barrett Martin ( Screaming Trees) i John „Baker” Saunders (dobry znajomy Mike’a). Gościnnie na albumie pojawił się również Mark Lanegan (Screaming Trees). Aby w pełni zrozumieć i docenić ten zespół nie można pominąć jego historii.
Pierwotnie zespół występował pod nazwą „The Gacy Bunch” na cześć kultowego amerykańskiego sitcomu. Zmiana na „Mad Season” (oznaczająca nic innego jak potocznie nazywany okres rozkwitu grzybków halucynogennych) pojawiła się nieco później. Początkowo były to luźne jam session, zaś pierwszy raz zagrali wspólnie w 1994 w kafejce "Crocodile Cafe" w Seattle.
W 1995 r kiedy Alice in Chains wydało swój album, Layne przez uzależnienie od narkotyków poważnie podupadał na zdrowiu i nie miał siły dawać regularnych koncertów.
McCready również walczył ze swoim uzależnieniem, w tym wypadku alkoholowym, przez które również znalazł się na życiowym zakręcie. Po kuracji odwykowej w ośrodku w Minneapolis zerwał z piciem i zakończył nagrywać z Pearl Jam „Vitalogy”.
Spotkanie tych obu panów zaowocowało pomysłem na „Above” – swoistą muzyczną terapią. Do bólu szczerą, tworzoną przez ludzi, którym uczucie smutku, bezradności i koszmaru uzależnienia nie było obce.
Wszystkie teksty i część muzyki napisał Layne, który również sięgnął po gitarę. Już od pierwszych dźwięków album wciąga i hipnotyzuję słuchacza.
Zaczyna się od „Wake Up”. To jeden z najpiękniejszych utworów otwierających album jaki znam. Wyraźny bas, pełen bólu głos Layne’a, stonowana perkusja i oszczędna gitara Mike’a dają nam całą esencję albumu i zapraszają nas do wejścia w bluesowy oraz tradycyjnie rockowy świat w najlepszym wydaniu. W „X ray mind” pojawia się wspomniany wcześniej Mark Lanegan, przez co utwór również zyskuje specyficzny klimat. Zapożyczenia i inspiracje oczywiście występują, ale wszystko to podane jest w wyjątkowo przemyślany sposób.
Na albumie poza spokojnymi, wyciszonymi kompozycjami („River of deceit”, ”Long gone day”) mamy również mocniejsze brzmienia („I don’t know anything”, instrumentalny ”November hotel” gdzie unoszą się echa Soundgarden czy „Lifeless dead” które po trochu przywodzi na myśl dokonania Alicji) jak i (nie bójmy się tak nazwać) naprawdę przebojowe („I’m above”). Całość zamyka przepiękne „All alone” (którego wpływy można będzie później doszukać w „I’m open” PJ).
„Above” okazał się jak już wspomniałem pierwszym i ostatnim albumem Mad Season. Tragiczna śmierć Layne’a a wcześniej Saundersa sprawiły, że cały muzyczny projekt i nagranie drugiego albumu zostały zawieszone mimo znacznej części przygotowanego materiału. Cały projekt jest już historią, a nam pozostanie album i ich wspaniały koncert z Moore Theatre w 1995 zarejestrowany i wydany jako bootleg i video.
 
Mimo iż o Mad Season i „Above” napisano już wszystko to uważam, że przypominanie o tak wspaniałych albumach i projektach jest jak najbardziej słuszne. Sprawia, że nie zostaną one zapomniane i znajdą jeszcze nowych zwolenników (nie tylko spod znaku wymienionych wcześniej zespołów), którzy podobnie jak ja odczuwają dziś lekki muzyczny niedosyt.

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder