Miało być o czymś innym, ale przyjdzie jeszcze na to czas. Nie ma obecnie ważniejszej wiadomości w muzycznym świecie. Odszedł OSTATNI a my postarajmy się to ogarnąć.
Oglądając blisko dekadę temu, pogrzeb Lemmy'ego, na którym był Ozzy zastanawiałem się jak dalsza historia obejdzie się z Nim. Bo to On był właśnie, dla mnie, tym który zamykał poczet muzycznych symboli.
Bowie, Lemmy...teraz On. Wszyscy do końca na własnych zasadach i w zgodzie z całą swoją spuścizną i wrażliwością. W przypadku Davida uważam, że cała światowa muzyka odczuwa jego brak zaś z chwilą odejścia Kilmistera i Osbourna to głównie rockowo-metalowe serca dostały osinowy kołek, który nawet po wyjęciu wciąż będzie odczuwalny.
Nie będzie tu teraz analizowania Jego twórczości, rzeczy wybitnych i pomyłek, roli marketingu i promocji w budowaniu marki ani rozpraw nad Jego głosem.
Niech zabrzmi muzyka. Na szybko - Diary Of The Madman a potem głośno Ozzmosis.