osoba trzymająca trzy płyty CD w rękach
02 września 2025

FELIETON: Post-Rock is dead? 

Zanim gatunek potocznie zwany post-rock nie zjadł własnego ogona, w 2009 r. we Wrocławiu odbyła się pierwsza edycja Asymmetry Festival – miejsca artystów eksperymentujących w większości w stylistyce rockowej i metalowej. Skład był naprawdę zachęcający (m.in. Blindead, Baroness czy This Will Destroy You). Do finału weszło kilka zespołów w tym lubelski zaprzyjaźniony, stoner Fifty Foot Woman oraz warszawski Tides From Nebula i to właśnie ten drugi wygrał a opowieści o ich muzyce szybko rozeszły się wśród zainteresowanych. Reszta jest historią.

Samej scenie funkcjonowała wówczas kilka dobrych lat. Dużo się działo i z biegiem lat trafiały się dobre wydawnictwa spod znaku fantastycznych amerykańskich Red Sparowes, Caspian, 65daysofstatic, japońskich Mono czy skręcających w metal Pelican czy Isis. Pamiętam również jak w okolicach 2005 roku trafiło w moje ręce „All Is Violent, All Is Bright” irlandzkiego God Is An Astronaut, które mnie zachwyciło wraz z późniejszą EP „A Moment of Stillness". Świetny muzyczny czas.

Można się czepiać, że nie było to wszystko rewolucyjne, ducha powyższych wędrówek można już było usłyszeć w materiałach takich grup jak Mogwai, Explosions in the Sky, Cult of Luna, Godflesh czy nawet u Islandczyków z Sigur Ros, ale tworzyło to naprawdę intrygujący muzyczny pejzaż, który zaczął się rozrastać. Muzyka wyobraźni, emocji i przestrzeni, trochę jak ścieżka dźwiękowa z ulubionego filmu oparta na gitarach elektrycznych, basie i perkusji.

Od tamtej pory, czas pokazał, że Tides From Nebula to jeden z nielicznych, powyższych zespołów, który wciąż gości często w moim odtwarzaczu. Sam gatunek, po kilku prężnych latach stracił dla mnie świeżość a pojawianie się co chwila nowych, podobnie brzmiących grup, z identycznymi patentami i coraz dłuższymi wymyślanymi na siłę nazwami, zaczął mnie irytować i nudzić.

Żeby nie być brutalnym – ostatnimi czasy zawiesiłem ucho na rzeczach typu Outrun the Sunlight, kanadyski passage_band, turecki Cosmic Call czy białoruski The Last Sighs Of The Wind, ale nie towarzyszyły mi przy tym już takie emocje.

Tak, wiem - na pewno jest jeszcze dużo wspaniałych rzeczy do odkrycia w tym nurcie, ale to też wymaga czasu. Jak wiemy teraz wszystko jednak w rytmie „szybko i dużo” - to nie pomaga. No i trzeba tu jeszcze mieć czas na nowe wydawnictwa znanych i lubianych, które ostatnimi czasy zalewają rynek, a które są naprawdę bardzo dobre...ale to już inna historia.

electrolite.wm

Nieznany

electrolite.wm@gmail.com 

 

Muzyczna 15

Warszawa, 00-001

Kontakt

Menu

Śledź nas

A website created in the WebWave website builder